następnie "podprowadzałem" Ojcu wiertarkę i papier grubościerny (...)
następnie ostrzyłem dwa ramiona - początkowo na szkolnej szlifierce a finalnie na Ojca skórzanym pasie.
Skoro sam pan wspomniał o swoim ojcu i jego narzędziach - to czy mógłby pan nam zdradzić czym się on zajmował w czasach PRL? Po tym co niedawno usłyszałem - teraz kontekst pasów i wiertarek mógł zabrzmieć dość makabrycznie - ale może to tylko plotki?
Mój świętej pamięci Ojciec był synem legionisty ochotnika i uczestnika wojny polsko-bolszewickiej, AKowcem, uczestnikiem Powstania Warszawskiego w batalionie "Nałęcz", represjonowany przez najpierw hitlerowców, następnie przez ubecję. Opowiadał mi co przeżył w ubeckich kazamatach, a ja to teraz przekazuję moim dzieciom, by pamięć nie zginęła.
A pański?
Nie pamiętam mojego pierwszego dziecięcego łuku. Gdy inne dzieci bawiły się z rówieśnikami w Indian z łukami - ja się tłukłem z potomkami komunistycznych funkcjonariuszy, gdyż władze PRL wyrzuciły mojego Ojca z jego domu w Śródmieściu, złośliwie kwaterując Go do bloku na Woli sąsiadującego z blokami zasiedlonymi przez osobników z MSW i ich dzieci. W tym paskudnym miejscu spędziłem lata dziecięce. Zawsze byłem duży i silny, więc pojedynczo spuszczałem każdemu łomot, lecz oni zasadzali się na mnie stadnie jak hieny i wtedy oni mnie tłukli. Nie wiedziałem wtedy kim są ich ojcowie, lecz różnica kulturowa była tak duża, że nie cierpieliśmy się instynktownie. Później, gdy się dowiedziałem - zrozumiałem powody wzajemnej wrogości. Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Bym nie musiał się z nimi kontaktować w szkole, Rodzice ominęli rejonizację i zapisali mnie do innej, odległej szkoły.
W szkole odetchnąłem, lecz z jednym z sąsiadów później, gdy już byśmy pełnoletni spotkaliśmy się jeszcze na Starym Mieście. Byliśmy naprzeciw siebie, a on był w mundurze ZOMO. Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Zatem - kim był pański ojciec?